Maluchy skończyły wczoraj pierwszy tydzień życia. Wszystkie przybierają na wadze, choć z lekką zmiennością międzyosobniczą. Staram się nie ingerować w to, kto i ile pije. Raz to zrobiłem z suczką Britney, faworyzując ją i dostawiając jako pierwszą, jednak następnego dnia z tego zrezygnowałem. Wprowadziłem lekkie zamieszanie, bo gdy jeden zyskuje, inny traci, czasem niepotrzebnie za bardzo. W każdym razie tydzień minął dosyć spokojnie, choć czujemy deficyt snu. Ale to normalne. Szczeniaki niedługo otworzą oczy, a ja już normalnie nie mogę się tego doczekać.
Chu Chu bardzo przejęła się rolą matki i spisuje się na medal. Jedynie o świcie, nad ranem od kilku dni dopada ją lekka panika. Na początku określałem ten stan baby bluesem, jednak z depresją to ma chyba niewiele wspólnego (choć wiem, że u psów może przebiegać inaczej, niż u ludzi). W momencie, gdy wszyscy domownicy wstaną (po 6 rano) i szykują się do pracy i przedszkola, Chu Chu chce bardzo wyjść na zewnątrz. Upewniwszy się, że młode zasnęły najedzone, zabieram Chu Chu ze sobą do miasta. Odwozimy tak codziennie dzieci. Zajmuje nam to ok. godziny. Po powrocie Chu Chu zachowuje się znowu spokojnie, niepokój mija. Jak widać, nie tylko ludzie mają potrzebę od czasu do czasu przewietrzyć głowę.
Pory spacerów też powoli się normują, przy czym nadal pierwszy ma miejsce około godziny czwartej rano. Ma to jednak swoje plusy. Można poobserwować gwiazdy, a później wschód słońca, posłuchać ciszy, jaka panuje wśród lasów, pól i łąk naszej wsi. Chociaż nie do końca, bo od 2 dni trwa nocny przelot gęsi białoczelnych :).
Na częstych spacerach korzystają także nasze 2 landseery - Gaspar i Luna. Chociaż podwórko jest bardzo duże, to jednak nowe zapachy znajdujące się poza posesją są zawsze bardzo interesujące. Tym bardziej, że za płotem kręcą się sarny, czasem dziki przychodzące na jabłka do dzikiej jabłonki, która rośnie na skraju niewielkiego lasu. Nie dziwię im się, bo mi te jabłka również bardzo smakują :).
Chu Chu ma apetyt, co mnie bardzo cieszy. Jednak obowiązki macierzyńskie stawia ponad tą potrzebę i muszę zarówno wodę, jak i jedzenie podawać "do łóżka". Woda zawsze świeża, podawana królewnie również w nocy.